PODĄŻAJĄC NA PÓŁNOC PRZEZ DROGĘ WOJENNĄ

  
Jedziemy na północ, czyli STEPANCMINDA i okolice:
 
 
Jak dojechać? - Wszystkie dostępne opcje komunikacji są dogodne, ale najkorzystniejszą cenowo opcją jest wybór busa-marshrutki. Cena z Tbilisi to 10GEL/os. My wybraliśmy taksówkę i koszt dojazdu wyniósł nas łącznie na 4 osoby 60 GEL z opcją zatrzymywania się w punktach widokowych i gratisowym winkiem.
 
Droga z południa na północ kraju nazwana jest "drogą wojenną". Im dalej na północ, tym więcej serpentyn, ale też piękniejszych widoków. Jeśli będziecie mieli okazję, to skorzystajcie z możliwości zatrzymania się np. w miejscowości Ananuri (tam można zwiedzić tamtejszy zamek i odpocząć przy tamie).
 
 
W następnej kolejności zachęcam do zatrzymania się w słynnym kurorcie narciarskim - Gudauri. Tam jest już wysoko, a pasma górskie nie chcą się kończyć na horyzoncie. Pięknie ośnieżone szczyty, na przemian z soczyście zielonymi niższymi partiami. Na prawdę idealnie!
 
 
Cała masa serpentyn, zmiany wysokości i ciśnienia.  Zarówno słonecznie, jak i zimowo. Będzie się działo. Wyprawa nabrała jeszcze większego uroku, choć moja choroba lokomocyjna na tych zakrętach dała lekko o sobie znać.
 
 
Z Gudauri nie będziecie chcieli jechać dalej, bo będzie aż tak pięknie! Ale nie poddawajcie się. W Kazbegi jest równie pięknie!
 
 
Kazbegi  (inaczej zwana Stepancmindą) słynie z przepięknej lokalizacji. To dolina pełna urokliwych domków, uśmiechniętych tubylców i swobodnie przechadzających się po ulicach krów. Wszystko jednak biją na głowę - góry! Ogromne, strzeliste i są wszędzie, gdzie się spojrzy. Ośnieżone szczyty górskie przeplatają się z intensywną zielenią i błękitnym niebem. Miejsce jest niezwykłe mimo, że  jest się na wysokości 1750 m n.p.m. A to dopiero początek wyprawy.
 
 
Polecam dokładnie sprawdzać pogodę, bo jest ona bardzo zmienna. Koniecznie należy mieć ze sobą coś przeciwwiatrowego i ciepłego. Na pewno pobyt na jeden dzień w Kazbegi, to zbyt krótko. Nasz pobyt w tej okolicy liczył 3 dni i nadal czuliśmy niedosyt. Pierwszą atrakcją jaką dostrzegliśmy z tarasu pani Mai (naszego miejsca noclegowego) był górujący nad miasteczkiem szczyt Kazbegi. Udało nam się zobaczyć go w całej jego okazałości, gdyż pogoda nam dopisała przez cały wyjazd.
 
 
W pierwszym dniu, jeśli pogoda dopisze dobrze jest wybrać się do słynnego klasztoru Cminda Sameba (klasztor Świętej Trójcy), który jest usytuowany na wzgórzu na wysokości 2170 m n.p.m.
 
 
Dróg do klasztoru jest wiele. Można wybrać opcję dojścia trasą, która jest pokonywana przez samochody, choć nie polecam jej, ponieważ nie jest malownicza, a kurz i ciągle mijające samochody nie sprzyjają wędrówkom. Opcja  nr 2: przejazd taksówką na szczyt. 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
  
Opcja nr 3: piesza trasa, przechodząc przez most i kierując się ciągle lewą stroną. Ścieżka doprowadzi do samego klasztoru. Trasa może nie jest zbytnio długa, ale lekko wyczerpująca, gdyż jak wiadomo, obniża się ciśnienie atmosferyczne wraz z pokonywaną wysokością, a to może dokuczyć niejednemu. 
 
 
 
Jednak widoki, które towarzyszą podczas wędrówki, zdecydowanie będą mobilizować do dalszego pokonywania trasy. Jeśli po dojściu na szczyt poczujecie niedosyt, to zachęcam do przejścia się kawałek wyżej, skąd rozpościera się przepiękny widok na klasztor i wszystkie pasma górskie. Alpy były dla mnie zawsze najpiękniejsze, ale Kaukaz i jego różnorodność wygrywa bezkonkurencyjnie. Wspinając się coraz wyżej możecie nawet natrafić na tabliczkę informującą o drodze na lodowiec.
 
 
 

 

W godzinach popołudniowych wybraliśmy się na przejażdżkę z miejscowym (sąsiadem Pani Mai) za symboliczną cenę. Auto terenowe 4x4 pomieściło naszą szóstkę. Pogoda była różnorodna, a trasa nieco ekstremalna, ale nasz kierowca się nie poddawał. Pokonywał wzniesienia, kamieniste i dziurawe drogi, aż auto momentami stawało pionowo. Niezwykłe przeżycie. Ale chyba nie powtórzyłabym tego. Nasza trasa obejmowała: przejazd do przepięknego Wąwozu Darialskiego na granicy Rosji i Gruzji, wodospadu (Gveleti waterfall), monastyru - kościoła Archaniołów zlokalizowanego przy  przejściu granicznym z Rosją i tajemniczej wioski Tsdo (w której żyje tylko 6 osób). Wysoko, wietrznie, bardzo zielono, jednym słowem - bajecznie. Na prawdę warto wybrać się tam na krótką wycieczkę. Poniżej kilka ujęć:

Następny dzień wiązał się z kolejnym trekkingiem i zwiedzaniem okolicznych górek. Ponownie przeszliśmy przez most, skręciliśmy w lewo i udaliśmy się wzdłuż rzeki.
 
 
 
Droga doprowadziła nas do malutkich wiosek: Pansheti, Toti i Gaiboteni. Trasa przez większość czasu jest bardzo przyjemna i płaska. Jeśli macie ochotę zobaczyć wodospad, znajdujący się na wysokości miasteczka Toti, to gorąco zachęcam troszkę się pospinać po zboczach. Jednak dojście do niego, całkowicie blisko jest trudne i niebezpieczne. Dlatego z umiarem przemierzajcie trasę. Nigdzie nie ma szlaków, ale droga prowadzi prosto. Zatem delektujcie się widokami. Nie spotkaliśmy żadnych turystów podczas naszej wycieczki na południe. Towarzyszyły nam za to krowy, owce, konie i bezpańskie psy. Powrót można zorganizować tą samą drogą albo zahaczając na chwilę o wioskę Sno i następnie przez krótki odcinek poboczem drogi. Tam też za dodatkową atrakcję (już w Stepancmindzie) można uznać przeskok przez strumyk :) Mimo wszystko bezpiecznie, przyjemnie i pięknie. To był ciekawy dzień. Wszystko co dobre, tak szybko się kończy...

 
 








 
 
 

 



 


 


 

 

 
 
 
 


Popularne posty z tego bloga

DŁUŻSZY WEEKEND W TOSKANII NA TRASIE: BOLONIA-FLORENCJA-PIZA-LIVORNO

MALTA, GOZO I COMINO

KORFU, PAXOS & ANTIPAXOS

PREZENT IDEALNY DLA PODRÓŻNIKA

CO OFERUJE WYSPA? cz.2 jeziora, wodospady i punkty widokowe

ZACHODNIE WYBRZEŻE SYCYLII